wtorek, 30 czerwca 2009

Pierwsze kroki na młodzianowym grzbiecie.

Tak! Tak! Tak! Tytuł nie jest mylący!
Dzisiaj poczyniliśmy wielki krok małymi kroczkami ;-)
Jako, że deszczowe i burzowe niebo zawitało nad lubelszczyznę nie pozostawało mi nic innego jak zadowolić się zabawami na korytarzu stajni. W ruch poszła biała koniożerna folia, którą wiatr przydmuchał pod nogi Młodego.
Tutaj kolejna rzecz, z której jestem dumna-wcześniej friendly zajmowało nam baardzo długo. Musiałam prosić, namawiać i dyskutować z Malutkim coby chociaż powąchał nową zabawkę. Dzisiaj Wezyr sam wiedział co ma zrobić i jakie są poszczególne etapy. Najpierw niepewnie powąchał folię, następne z uszami jak osioł na dwie strony, wytrzeszczem w oczach łaskawie dał się pogłaskać po szyi. I znów approach&retreat approach&retreat i tak w kółko, pierwsze przeżucie, obniżenie głowy. Jest ok!
Potem poszło z górki chociaż niepewność wróciła gdy trzeba było zapoznać z folią klatke piersiową, czyli miejsce nie widoczne dla kopytnego. Stanęłam z prawej strony i na boki approach&retreat-przeżucie, drapanko. Jest ok.
Z lewej to samo.
No dzielny gość z tego mojego chłopczyka!

Mieliśmy dzisiaj również friendly z krzesłem balkonowym, wiecie, takie duuże, białe, połykające w całości duuże, skarogniade konie ;-)
Ale Wezyr, jako dzielny koń oczywiście, koniec końców pozwolił łaskawie na postawienie krzesła na grzbiecie!

Przechodząc do meritum. Jako, że pogoda nie sprzyjała dalszemu sznurkowaniu, końcówkę dzisiejszego spotkania spędziliśmy w boksie. Mały wcinał bonusowe sianko a ja siedziałam na żłobie ;-) Oczywiście ja jako bardzo pomysłowy dwunog, stwierdziłam, że dlaczego mam sie gnieść na niewygodnym żłobie skoro mam obok wygodny zadek. Przednia część owego zadka została złapana na linę, zadnia część zadka (;-)) poproszona o przysunięcie i tak oto tym sposobem znalazłam się na grzbiecie. Siedząc sobie bez stresu głaskałam młodego po szyi gdy nagle Panicz stwierdził, że on musi podejść do okna pooglądać widoki. Ok, najpier odruchowo zesztywniały mi nogi i już miałam wizję jak Malutki daje popisowego barana a ja ląduję w głową w kupie, potem przebiegło mi przez myśl zatrzymanie go przez zgięcie boczne-ale chwila, dlaczego miałam go zatrzymywać skoro nic takiego się nie działo! Ok, pozwoliłam na ten 'spacer'. Młody podszedł do okna, elegancko się obrócił i wrócił do siana. Co prawda był lekko zdziwiony, że jakiś worek kartofli siedzi na nim tam na górze w momencie kiedy on przechadza się bo boksie, ale przyjął to jak na męSZCZyznę przystało-z godnością i odwagą! ;-)

Ja byłam w szoku, Mały początkowo też ale skończyło się to ogromną radością z mojej strony co było korzystne i dla Młodego gdyż został napakowany chlebkiem.

Dzielne to moje dziecie, mówie Wam ;-)

niedziela, 28 czerwca 2009

Przemiana i sukces.

Dziwne, jak to koń może się zmienić pod wpływem czasu.
Kupując Wezyra kupowałam lewopółkulowego introwertyka, często mocno niepewnego siebie, lekko taranującego, niekoniecznie chętnego do ruchu na przód. Dziś mam jak najbardziej lewopółkulowego ekstrawertyka, kipiącego energią i gotowością, w miarę opanowanego i zdecydowanie bardziej odważnego.
Cieszy mnie niezwykle ta przemiana. Na pewno zmienił się także mój punkt widzenia i zdanie na jego temat. Nadal się poznajemy, nadal się docieramy ale zdecydowanie progresujemy i nie stoimy w miejscu, powoli bo powoli ale zawsze do przodu.
Wstawiam wykresy koniobowości, które najlepiej przedstawiają sytuację:
wykres z 26.10.2008r :
http://i191.photobucket.com/albums/z110/monia_b/koniobowo-261008.jpg

wykres z 25.06.2009r :
http://i191.photobucket.com/albums/z110/monia_b/koniobowo-250609.jpg

Następna rzecz, która niesamowicie mnie cieszy to postęp w circling game. Wcześniej mieliśmy problem gdyż w kłusie Wezyr bardzo mocno napierał na halter i 'zwiewał' na zewnątrz. Teraz problem zdecydowanie zanika, nie do końca znikł ale zanika. Ostatnio udało nam się podnieść circling do kłusa i tylko raz naparł na zewnątrz po czym ustąpił i dostosował się do promienia koła.
Mój kochany chłopczyk!
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że uda mi się samej tyle z nim wypracować. Pomimo, że nie dysponuję dużą ilością materiałów szkoleniowych, jestem dumna z tego ile udało nam się już razem zrobić. Wierzę, że powoli powoli ale będziemy dalej zaliczać kolejne sukcesy.

Zastanawiałam się też ostatnio nad tym, że za mało rzeczy mnie cieszy. Wiecznie chcę więcej i więcej nie chwaląc i nie doceniając tego co już mam. W przypadku Wezyra nie doceniam tego, że tak się dla mnie stara i znosi moje frustracje. Powinnam się zająć ćwiczeniami na takim poziomie na jakim jesteśmy czyli jak narazie L1 zamiast łapać się za wyższe.

Kolejną sprawą jest kwestia nadużywania liny. Zdecydowanie muszę ograniczyć używanie liny i carrot sticka a bardziej skupić się na mowie ciała. Zupełnie zapomniałam o tym, że to nie lina i carrot mają przekazywać koniowi informacje a moje ciało, energia, spojrzenie. Tak, zdecydowanie praca nad sobą. Myślę, że to będzie kolejny klucz do sukcesu.

Ostatnią kwestią jest brak jakiegokolwiek planu. Źle jest nie mieć żadnego planu. Chyba wkońcu muszę podjąć się wyzwania jakim jest zaplanowanie (nie szczegółowe-szczegóły nie są istotne) drogi do celu, właśnie-celu jakiego sobie chyba jeszcze nie wyznaczyłam! Hmm zastanawiające.

No i ciągle zastanawiam się nad tym czy przenosić konia do innej stajni czy nie... Jest to bardzo trudna decyzja, przynajmniej dla mnie...

Dobrze jest tak podsumować wszystko co 'zalega' w środku i spojrzeć na to z boku.

Pozdrawiam :-)

Dobry dzień :-)

Mój blog powstał z myślą o zgromadzeniu w nim wszystkiego co dotyczy mnie i mojego konia z wielką szczególnością jeżeli chodzi o relacje między nim a mną.

Poprostu-Monika i Wezyr :-)
W skrócie o nas:
Razem od pół roku, pierwsze spotkanie zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia ;-) (przynajmniej z mojej strony), powoli tuptamy programem pnh, który pomaga zrozumieć mi zachowanie mojego przyjaciela i stać się bardziej czytelną dla niego.

Wezyr-3 letni wałach wielkopolski. 'Mały' bydlaczek. Ciekawy świata, energiczny, chętny do współpracy (czego ja często nie umiem wykorzystać), delikatny i obrażalski, często jednak toporny. Piękny, wysoki i najlepsiejszy na świecie :-) Lewopółkulowiec, z początku wydawał mi się bardzo introwertyczny, dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że bardziej ekstrawertyczny. Czasami z zachowaniami prawopółkulowymi. Dosyć często niepewny siebie.

Ogółem blog ma być dziennikiem naszych treningów, sesji. Zbiorem przemyśleń; OBOPów; zapewne i chwil zwątpień (chociaż tych oby jak najmniej).


Zapraszam do czytania i komentowania (bardzo mile widziane wszelakie sugestie, ze szczególnością od innych naturalsów) :-)


pozdrawiam,
Monika.